chciałabym podzielić się z Wami historią mojego męża, prosząc o wsparcie i dobre słowo.
W roku 2006 zdiagnozowano u niego chorobę Crohna. Miał wtedy 17 lat i przy wzroście 186 cm schudł do 53 kg. Silne bóle brzucha, problemy z naprzemiennymi biegunkami i zaparciami, fatalne żelazo. Udało się jakoś tę chorobę ujarzmić, przyjmował Pentasę (4 x 500 mg). Przez 10 lat było wszystko w miarę w porządku, oczywiście na tyle, na ile może być u osoby chorej na CD

Dziękuję Bogu za tak długą remisję. Dzięki temu otworzył się na ludzi, zaczął normalnie żyć, wyjeżdżać i... mogliśmy się poznać

Niestety, od czerwca nastąpiło zaostrzenie, ciągłe bardzo silne bóle w nadbrzuszu (a początkowo choroba była w jelicie grubym), częsta zgaga, krwawienia przy każdym wypróżnieniu, podejrzenie refluksu, no i ostatnio koszmarna wręcz niedokrwistość i spadek wagi ok. 10 kg (obecnie waży 64,7 kg). Od półtora miesiąca zaczął stosować Metypred (32 mg + 16 mg i potem w dół), to jego pierwsza sterydoterapia, oraz wlewki z Salofalku. Po Metypredzie jest lekka poprawa, ale jak to wczoraj pani doktor stwierdziła, zbyt mała, by się cieszyć.
Po wizycie u lekarza mąż dostał skierowanie do CO w Warszawie na dalszą diagnostykę. Na razie mamy - zdaniem pani doktor - trzy opcje do sprawdzenia:
1) choroba przeniosła się do jelita cienkiego, które ostatnio miał badane 11 lat temu i trzeba rozpocząć poważne leczenie immunosupresyjne
2) sterydy leczą chorobę, ale niezależnie od CD mąż ma zaburzenia wchłaniania żelaza i stąd marna poprawa
3) mąż choruje także na celiakię (niebawem będziemy badać przeciwciała) i stąd objawy.
Taka to nasza historia z Crohnem. Jesteśmy małżeństwem z półtorarocznym stażem. Kocham męża najbardziej na świecie i na głowie staję, żeby jadł i dbał o siebie, o jego chorobie wiem już chyba więcej niż on sam. Niestety czuję się czasem bezsilna, patrząc na jego kolejny atak bólu brzucha, gdy cały spocony skręca się na łóżku dopóki leki p-bólowe nie zaczną działać.