Anette28 pisze: ↑27 wrz 2018, 14:13
czyli co nawrót choroby?
Nie, jelita same z siebie się nie odezwały.
Podczas wyjazdu urlopowego też były super grzeczne.
Dostał nagłego ataku kolki nerkowej - w nocy, bez żadnego uprzedzenia - tj. nic go wcześniej nie pobolewało, nie miał żadnych problemów, ostatnie badania z krwi i moczu też miał w normie, a w sierpniu był na kontroli u urologa i też było wszystko ok.
Ból był kosmicznie silny, po prostu nie do wytrzymania, zaczął wymiotować, więc nawet nie był w stanie połknąć żadnej tabletki rozkurczowej.
Po paru chwilach bóle nasiliły się tak bardzo, że aż zaczął tracić przytomność + pojawił się krwiomocz, więc zadzwoniłam na pogotowie.
Nawet nie dałabym go rady zawieźć na SOR, tak wymiotował i tak się zwijał z bólu.
A po drugie nie zostawię 5,5-latki samej w domu, mimo że to już bardzo ogarnięta i mądra dziewczynka.
Także czuję się rozgrzeszona z tym wezwaniem karetki.
Już było nad ranem, więc jak tylko załatwiłam opiekę dla córy, to pojechałam do szpitala, mąż jeszcze był na SOR-ze, chociaż już pod rozkurczowymi i przeciwbólowymi kroplówkami, na szczęście - spróbowaliby tylko z tym zwlekać, ja to jak wpadnę w szał, to jestem jak tornado i tajfun jednocześnie

Jeszcze jak jechałam na ten SOR, to z tego pośpiechu zapomniałam włączyć Yanosika, ciekawe ile fotoradarów mnie cyknęło po drodze, niedługo się okaże

Bo prawdę mówiąc, to z tego stresu nawet nie pamiętam, jak ja tam dojechałam, w ogóle nie pamiętam tej jazdy, tej drogi.
Ogólnie okazało się, że całe szczęście, że mąż tak szybko trafił do szpitala, bo kamień się zablokował w moczowodzie.
Czyli powtórka z rozrywki sprzed roku.
Musiał mieć natychmiast ten zabieg endoskopowy URSL, czyli rozbijanie (kruszenie) kamieni oraz usunięcie ich później przez cewkę moczową.
Potem ten cewnik DJ w moczowodzie oraz cewnik Foleya w pęcherzu, niefajnie

Teraz niestety stan zapalny, więc dziesiątki leków.
Mąż oczywiście się trzyma i daje radę, ale tak mu współczuję, tak nie chcę, żeby cierpiał, no
A na Urologii w trakcie badania okazało się przy okazji, że ma bardzo powiększone węzły chłonne pachwinowe.
To już mnie totalnie przeraziło, bo zaraz skojarzyło mi się z nowotworem

Na razie czekamy na biopsję tych węzłów.
Mąż dostał (i nadal dostaje) mnóstwo różnych leków i kroplówek, w tym antybiotyki oraz przeciwbólowe.
Wszystkie teoretycznie dozwolone w NZJ - gdy mąż był półprzytomny z bólu, to ja to kontrolowałam, a teraz jest już w miarę ok, więc sam trzyma rękę na pulsie i pilnuje, żeby mu nie podali czegoś podejrzanego, co by mogło spowodować zaostrzenie CU.
Ale i tak bardzo się pogorszyło jelitowo, tzn. wodniste biegunki, skurcze i ból.
Pewnie przez ten cały stres, ból, antybiotyki itd.
Na szczęście biegunki są bez krwi, ale i tak się boję, że to już koniec remisji.
Póki co czekamy na wyniki badań.
I kolejna sprawa, że mąż "musi" szybko dojść do siebie, tzn. do normalnego funkcjonowania, bo w poniedziałek za tydzień wyjeżdża na szkolenie do Krakowa i nie ma opcji, że nie da rady, bo to on te szkolenia IT prowadzi i nikt go nie zastąpi, a wszystko zaplanowane od wielu miesięcy, dla kilkudziesięciu osób.
Zaraz po tym leci na kilka dni do Szwajcarii, też służbowo i też z góry usłyszał, że "nie ma opcji, że z tego zrezygnuje", a przełożyć terminu się nie da.
W każdym razie pewne jest to, że będzie tam leciał z tym cewnikiem DJ w moczowodzie (jest założony między nerką a pęcherzem) - ciekawa jestem, czy będzie to widoczne na tych "nagich skanerach"

Mam na myśli te "body scanners" (w sumie nie wiem, jak to się po polsku nazywa oficjalnie), do środka których trzeba wejść i podnieść ręce wysoko + na boki, a całe ciało jest dokładnie skanowane od góry do dołu.
A nie te zwykłe bramki wykrywające metalowe elementy odzieży, takie są na każdym lotnisku.
A tych "body scanners" w Polsce akurat nie ma, ale są np. na holenderskim Schiphol, bo dopiero co tam byliśmy podczas urlopu.
W Szwajcarii zapewne też są, chociaż nie wiem, bo nigdy nie byłam.
Może ktoś wie?
Ciekawe, czy widzieli kiedyś taki cewnik w ciele
annsk pisze: ↑27 wrz 2018, 15:17
I znowu endoskopia przez stomię i wypalanie krwawiących wrzodów.
Mąż też miał kiedyś podobny zabieg w szpitalu - termokoagulację podczas sigmoidoskopii - hamowali krwawienia z pękniętych naczyń, owrzodzeń i nadżerek.
U niego zadziałało, po zabiegu było już o wiele mniej krwi w wypróżnieniach.
Trzymam kciuki, żeby u Ciebie również się polepszyło!

obyty.z.cu pisze: ↑27 wrz 2018, 17:22
rozpalić w kominku i łupać orzechy
Hah, też sobie rozpaliłam w kominku (sama! - jakoś mi się udało

), bo zimno się zrobiło okrutnie i też w kółko łupię orzechy, bo dostałam cały worek włoskich od sąsiadki, akurat jej drzewko obrodziło, a innych chętnych na łuskanie jakoś brak, tylko ja naiwna
