Chłopaku, trzymaj się.... (ino to: płakać się chce - zamień na: śmiać się
...chce !

)
[ Dodano: 26-11-2011 ]
...tak skrobne, bo siedzisz mi chłopie w głowie.
Odwołam się do początku Twojego pierwszego postu.
Uodpornij się na argumenty ojca, nie rozumie choroby. abo raczej wyraża brak akceptacji i zrozumienia dla Twojej "biernej postawy wobec życia" - umniejszając role choroby. Ktoś zdrowy nie zrozumie, z czym borykamy się na co dzień.
Z drugiej strony, stan naszego zdrowia jest chwiejny - raz jest lepiej, raz gorzej - mimo to, trzeba żyć, pracować i takie tam... i dla naszego zdrowia, psychicznego zwłaszcza, dobrze jest zawalczyć o samego siebie, spróbuj poszukać swojego miejsca w dzień, noc jest łatwa - i w niej łatwo o ukojenie. Jednak, trzeba zawalczyć o dzień...
Postaraj się o jakąś pracę - jakąkolwiek znajdziesz - każda może dać satysfakcję o ile włoży się w nią serce, chęć i zaangażowanie. Wiadomo jest, zę "jakaś" praca - to też "jakieś pieniądze" - bliżej nieokreślone ochłapy

ale już jakiekolwiek wynagrodzenie - daje Ci poczucie większej samodzielności, uniezależnienie i większą obojętność na krytykę ojca - która to też, powinna się zmniejszyć.
Wykonywaniepracy, która nie angażuje w pełni, jest frustrujące na dłuższą metę - dlatego warto pomyśleć o dokształcaniu, które da Ci nadzieję na poprawę bytu w przyszłości. wiedz to, ze kasa (nawet ta niewielka) i nadzieja na przyszłość - to już porządny oręż....
Do pełni szczęścia, brakuje jeszcze fajnej dziewczyny

- to bardzo istotna sfera życia. Drobne rzeczy, które można porobić razem - bardzo ubogacają. Wspólne picie kawy przy serialu, szybki spacer w chłodny wieczór, a potem wypicie herbaty w ciepełku, pośmianie się z czegokolwiek - moje ulubione - to najzwyklejsze posiedzenie razem na kanapie blisko siebie, poczucie bliskośći i ciepła drugiego człowieka, pogłaskanie po głowie. wszystko to cenne chwile, reset, relaks i nabieranie dystansu do gonitwy, którą i tak nota bene - zaczyna się od kolejnego poranka

Ja sobie też zdaję sprawę, ze Ty o tym wiesz. mimo to postanowiłem napisać, tak dla przypomnienia, usystematyzowania, poukładania, hierarchii rzeczy ważnych i ważniejszych - bo to co mniema sobie tata, to mało istotne - ważny jesteś Ty
(czasem można się pogubić, tym bardziej - jeśli organizm niedomaga, ale mamy opakowanie jakie mamy ) no i wreszcie piszę też po to - byś tego wszystkiego zapragnął...
teraz znów technicznie
wiem po sobie, że trudno nadać samemu sobię dyscyplinę. Próby porannego wstawania i poszukiwania zajęcia we własnym zakresie - zawsze kończyły sie u mnie - drzemką po godzinie aktywności. Do tego dochodzi jeszcze samotność w działaniu - to już w ogóle motywacji żadnej

Praca jest najlepszym dyscyplinatorem, określa sztywno czas aktywności i odpoczynku. Konsekwencją pobłażania sobie - jest utrata pracy i powrót do jałowych mało efektywnych czynnosci domowych

Dlatego warto podporządkować, wszystkie inne zajęcia pod kątem pracy. Często ze smutkiem, kończę dzień, bo bardzo chciałbym jeszcze np coś obejrzeć w tv. Niestety wyspać się muszę, 8 h wystarcza mi, by komfortowo pracować, ale niech tylko zdarzy się mi posiedzieć dłużej i przespać zaledwie 6h, ba, nawet i 7,5h to już jest odczuwalne i wlecze się zaległość cały tydzień
...co tam jeszcze do tych starych
no trzeba przyjąć, że to ludzie ! nie wyrocznie, nie nieomylni i już powoli (odwrotnie proporcjonalnie do przybywających nam lat, ale nie koniecznie

) coraz mniejsze autorytety. Swoją samoocenę opieraj na własnych przemyśleniach, najwyżej biorąc tylko pod uwagę krytykę czy pochwały innych - ale nigdy odwrotnie. Sam weryfikuj na bieżąco ile jesteś wart - to uchroni od miażdżącej krytyki od innych. Nawet ktoś taki jak ojciec, którego akceptacja jest pożądana, ale do życia nie niezbędna, nie zachwieje Twojego poczucia wartości - jeśli będziesz się czuł z samym sobą w porządku.
....a jeszcze co do pracy, siedząc w domu, wydaje sie nam, ze nie na wiele nas stać - ale to tylko takie poczucie... wielokrotnie miałem totalne zjazdy, gorączki, sraczki, wymioty. Bywało tak, że haftnąłem sobie w pracy, ocierałem twarz chusteczką i wracałem do zajęć, zostawiając analizę na później, czyli będąc już w domu. Wtedy przychodził czas na przemyślenia, na żal za "przesrany" los, smutek i często łzy, które nijak nie chciały płynąć.... wrzucałem do świadomości, z niewielkim przekonaniem - jakoś będzie, muszę przetrwać, to co dziś - nie koniecznie jutro, muszę to przespać - to wszystko jakoś pomagało.... jakoś....
....i jeszcze tak mi się przypomniało na koniec, trochę zweryfikuj swoje podejście do innych ludziach (wiedza na ten temat z innych wątków)
ocena "głupi" jest równie powierzchowna, jak miano "osraniec" o nas
