Mnie choroba wkurza. Jako tako, nie znam remisji. Włąsciwie ciągle odczuwam dolegliwości. Ciąglle mam wzdęcia, ciągle coś mnie tam gniecie, ciągle mam anemie Dziś rodzinna, na moją skargę, że właściwie wolę biegunki, bo jak mam pełny brzuch - to źle się czuję - jakbym miał grypę, odpowiedziała, że organizm zbiera całą energię na trawienie, krew się zbiera w żołądku i przez to mam spadek energii i ze to naturalny proces fizjologiczny. Pomijam już to, ze wiedziałem o tym, ale ja skarżyłem się na coś innego

Nie miałem siły klarować co i jak, mając na uwadze, ze wkrótce jade do gastrologa....
Wkurzają mnie sraczki. Ciągle sram, a czasem to i w gacie się zesram. i choć te sraczki byłyby do przełknięcia (jakkolwiek to brzmi

) to mnie wkurza, że ciągle w brzuchu coś nie tak tam jest, jakieś wzdecia. I te spadki formy, pół dnia jest ok, potem sraczka i nagły zjazd energii. I Ci ludzie, co myślą, że ich olewam, albo jestem dziwny a to nieprawda. Mi po prostu zmieniają się nagle priorytety. Z żywej rozmowy, z mojej strony wszystko siada i przestaje mnie obchodzić świat - mam chęć sie wycofać, schować, przeczekać.
Bardzo dużo choroba mi zabiera, nie umiem się z tym pogodzić i chyba już nie pogodze się nigdy. A musze sie zgodzić, bo nie mam wyjścia. Mam dobre samopoczucie (rzadko) a potem jest mi to zabrane. Jestem jednostka stadna, a boję się jezdzic komunikacją, a tak lubie przebywac wśród ludzi, nawet obcych. Bezpiecznie czuję się w samochodzie, bo cpn co kawałek...
Choroba mnie nie uszlachetnia, choroba mnie wkurza. Przez chorobę często jestem niemiły. czuję sie bezradny wobec niej...
pokłady empatii zawsze we mnie były, kiedy byłem zdrowy, ludzie też jakoś widzieli we mnie powiernika, bo umiem wiele zrozumieć i nie potępić - nie mam tego przez chorobę, miałem to przed.
Choroba mi nic nie daje, choroba mi dużo zabiera....