Re: Choroba + praca + studia = ???
: 14 mar 2008, 16:48
hm.. mam już 30 lat i powiem Wam, że mam podobne problemy..na Uniwersytecie..
i.. głupio zabrzmi, ale proszę o wszelkie możliwe sugestie..
Crohn w moim przypadku uspokoił się od pewnego czasu, ale jest osłabiony, poza tym jestem na żywieniu pozajelitowym od lutego 2007 roku - mam cewnik. Każde zaziębienie to szpital - taka rzeczywistość.
Od października 2007 roku wróciłem na Uniwersytet po urlopie dziekańskim. Pani Dziekan rozumie moją sytuację, zresztą nic nie ukrywam - postawiłem na szczerość i nie żałuję.
Złożyłem podanie o tzw. ITS - tzn. tak ustaliłem z dziekan, że tyczy się to tego, że moja frekwencja nie rzutuje na ocenę z ćwiczeń, bo wykłady (przynajmniej oficjalnie) są nieobowiązkowe.
Po pierwszych zajęciach w październiku rozmawiałem z większością wykładowców (głównie od ćwiczeń), iż z powodu nadwątlonego zdrowia może mnie często nie być na zajęciach. Oczywiście pięknie ładnie..
Z powodu zaziębień w czasie semestru zaliczyłem kilka razy szpitale. Urosepsy spowodowane namnarzaniem sie kilku szczepów bakterii bardzo wykańczają.
Unikałem chodzenia na zajęcia, żeby się bardziej nie rozłożyć (patrz: zakatarzona brać studencka) albo wybierałem wyspanie się po ciężkim tygodniu w pracy, dzięki której mam jakiekolwiek środki do życia (niektórzy wiedzą, że mam już objawy pracoholizmu).
Przyszła sesja.. i mam prawie same tróje. Skreśliłem z listy spraw osiągnięcie średniej z ocen, by uzyskać chociażby najniższe stypendium naukowe.
Wykładowcy mówili swoje, a robili swoje. Ale to jeszcze pikuś...
Postawa "koleżanek" i "kolegów" studentów: pożyczenie notatek to w ogóle żebranie
Rozmawiałem z niektórymi, mówiłem, że choruję (bez wnikania w szczegóły), czy mogliby mi pomóc chociażby pożyczając kserówki, by przygotować się potem do zaliczeń.
Zapomnij
Nie rozumiem tego. Mają mnie za jakiegoś cwaniaka, cholera wie
Od znajomej z roku (znamy się od kilku lat) usłyszałem, że leser jestem. No zajefajnie, to dla własnej frajdy ląduję w szpitalu z czterdziestostopniową gorączką
Czuję się jak alien
. Pytam kilka dni temu kolegę z roku na gg co trzeba przygotować na następne ćwiczenia z jakiegoś tam przedmiotu - odpowiedział, że nie wie
Zaznaczam, zawsze przygotowany, wszystko przeczytał na zajęcia.
Widzę te "słodkie" spojrzenia jak parkuję rano na kopercie dla niepełnosprawnych (z powodu zniszczonych stawów biodrowych ortopeda wystawił mi zaświadczenie dzięki któremu wydział komunikacji wydał kartę parkingową upoważniającą do korzystania z takich miejsc).
To bardzo telegraficzny skrót sprawy.
Wiem z rozmów z niektórymi z Was, że też to Was spotkało. Powiedzcie jak sobie z tym radzić
Poluję na panią Dziekan - chcę z Nią porozmawiać. Wyjdę na jakąś sierotę, która się skarży
, ale nie mam wyjścia, bo mam dość

i.. głupio zabrzmi, ale proszę o wszelkie możliwe sugestie..
Crohn w moim przypadku uspokoił się od pewnego czasu, ale jest osłabiony, poza tym jestem na żywieniu pozajelitowym od lutego 2007 roku - mam cewnik. Każde zaziębienie to szpital - taka rzeczywistość.
Od października 2007 roku wróciłem na Uniwersytet po urlopie dziekańskim. Pani Dziekan rozumie moją sytuację, zresztą nic nie ukrywam - postawiłem na szczerość i nie żałuję.
Złożyłem podanie o tzw. ITS - tzn. tak ustaliłem z dziekan, że tyczy się to tego, że moja frekwencja nie rzutuje na ocenę z ćwiczeń, bo wykłady (przynajmniej oficjalnie) są nieobowiązkowe.
Po pierwszych zajęciach w październiku rozmawiałem z większością wykładowców (głównie od ćwiczeń), iż z powodu nadwątlonego zdrowia może mnie często nie być na zajęciach. Oczywiście pięknie ładnie..
Z powodu zaziębień w czasie semestru zaliczyłem kilka razy szpitale. Urosepsy spowodowane namnarzaniem sie kilku szczepów bakterii bardzo wykańczają.
Unikałem chodzenia na zajęcia, żeby się bardziej nie rozłożyć (patrz: zakatarzona brać studencka) albo wybierałem wyspanie się po ciężkim tygodniu w pracy, dzięki której mam jakiekolwiek środki do życia (niektórzy wiedzą, że mam już objawy pracoholizmu).
Przyszła sesja.. i mam prawie same tróje. Skreśliłem z listy spraw osiągnięcie średniej z ocen, by uzyskać chociażby najniższe stypendium naukowe.
Wykładowcy mówili swoje, a robili swoje. Ale to jeszcze pikuś...
Postawa "koleżanek" i "kolegów" studentów: pożyczenie notatek to w ogóle żebranie

Rozmawiałem z niektórymi, mówiłem, że choruję (bez wnikania w szczegóły), czy mogliby mi pomóc chociażby pożyczając kserówki, by przygotować się potem do zaliczeń.
Zapomnij



Od znajomej z roku (znamy się od kilku lat) usłyszałem, że leser jestem. No zajefajnie, to dla własnej frajdy ląduję w szpitalu z czterdziestostopniową gorączką


Czuję się jak alien


Zaznaczam, zawsze przygotowany, wszystko przeczytał na zajęcia.
Widzę te "słodkie" spojrzenia jak parkuję rano na kopercie dla niepełnosprawnych (z powodu zniszczonych stawów biodrowych ortopeda wystawił mi zaświadczenie dzięki któremu wydział komunikacji wydał kartę parkingową upoważniającą do korzystania z takich miejsc).
To bardzo telegraficzny skrót sprawy.
Wiem z rozmów z niektórymi z Was, że też to Was spotkało. Powiedzcie jak sobie z tym radzić


Poluję na panią Dziekan - chcę z Nią porozmawiać. Wyjdę na jakąś sierotę, która się skarży


