Post
autor: Coralie » 06 lis 2010, 15:37
Generalnie w takich sytuacjach jest wg mnie zasada:
1. Porozmawiać na osobności.
2. Jak to nie daje rezultatu, to porozmawiać przy wszystkich.
3. Jak to nie daje rezultatu, to porozmawiać z szefem, uprzedzając je o tym.
ja też miałam taki problem w pracy, że jak mnie nie było, to zwalono na mnie odpowiedzialność za wszystkie problemy i błędy tego świata. Błędy w projektach, nad którymi w ogóle nie pracowałam też były moją winą. Najpierw porozmawiałam z kilkoma osobami na osobności, myślałam, że będzie ok, ale potem dowiedziałam się, że za plecami wszystko co złe ktoś usilnie zwala na mnie podając w wątpliwość moje kompetencje. Potrzebowałam kilku dni na to, żeby udowodnić kolegom, że po pierwsze nie jestem odpowiedzialna za te błędy, po drugie wskazałam osoby, które nad tym pracowały, po trzecie wskazałam osoby, które obrabiają mi dupę za plecami próbując się wybielić. Na koniec powiedziałam, że wg mnie firma z takimi zasadami pracy nie ma przyszłości na rynku (już mają kłopoty) i zwolniłam się w trybie natychmiastowym. Szefostwu pokazałam tylko dowody, że nie mam nic na sumieniu, nie dochodziłam czyja to wina i rozstanie było z uśmiechem na twarzy, w ogóle nie podałam tego, jako przyczyny odejścia. Moja sytuacja była jednak o tyle gorsza od Twojej, że u mnie to szef jeździł po mnie pod moją nieobecność, a jak przychodziłam to był słodki jak pączek z lukrem. Kompletny brak profesjonalizmu. Dodatkowo w firmie dotyczyły mnie tylko obowiązki, ale prawa już nie.
Ja generalnie jestem osobą, która jak trzeba to i tupnie i krzyknie, ale mimo to kosztowało mnie to bardzo dużo nerwów i stresu, więc doskonale Cię rozumiem. Oskarżono mnie o coś, co nie było moją winą a i tak czułam się winna. Ponadto było mi strasznie przykro i szukałam winy w sobie. Ale w końcu coś mnie trafiło i zamknęłam ten rozdział w życiu. Nie żałuję, bo przynajmniej odeszłam z twarzą a nie wywalona za "błędy" z łatką niekompetentnego pracownika. Doskonale rozumiem, że jak ktoś jest wrażliwy, to nie ma możliwości "olać", bo nawet powtarzając sobie jak mantrę, że mam to gdzieś i tak w środku będzie ścisk w trzewiach.
Jak piszesz, że praca jest dobra, że widzisz tam swoją przyszłość na dłużej i jedyny problem to dwie małpy z biurka obok, to nie masz powodu do rezygnacji, bo pójdziesz gdzie indziej i też spotkasz wrednych współpracowników, może nawet jeszcze bardziej. Jeśli jednak to jest tylko praca na jakiś czas i ma również swoje wady, to nie ma sensu przedłużać sobie stresu.
Jednak swoich uczuć nie możesz pokazać przed koleżankami. Co innego pokazać, że czujesz się urażona i obrażona ich zachowaniem, że jest niestosowne i nieprzystające do szanującej się osoby a co innego pokazać, że czujesz się zdołowana, smutna, zagrożona czy zaszczuta. Tych drugich nie możesz im pokazać.
I kolejny raz okazuje się, że osoby z pracy można nazwać "kolegami" dopiero jak się zje z nimi beczkę soli. Do tego czasu trzeba cały czas spodziewać się jakiegoś świństwa - już nie raz się przekonałam.