naomi pisze:obyty.z.cu - przepraszam, że nie widzisz związku z tym co jest w temacie, wszystkie tematy tu poruszone są tak ściśle i nierozerwalnie powiązane że się 'wepchały' w ten wątek
naomi pisze:Jedyne, co pomogło mi zaakceptować 'nową siebie' i pogodzić się z faktem posiadania 'przyjaciela' na całe życie to wiara. Dzięki niej wiem po co cierpię i to chyba jest ten element, który daje mi najwięcej siły. Nie cierpię 'na próżno', bez celu. To ma głębszy sens!
naomi pisze:Pytanie końcowe brzmiało jak to jest że człowiek z religią jak i bez niej jest równie silny. Nawiązując do tego ja chciałabym się zapytać Was, czy wiecie po co, w jakim celu cierpicie? Czy szukaliście w ogóle odpowiedzi na to pytanie czy raczej wydaje się ono śmieszne w dzisiejszym świecie? (bo to tak jakby zapytać dlaczego na świecie ginie tyle niewinnych ofiar w czasie wojen etc.). Wiadomo już z wypowiedzi Juniora że bez względu w co wierzymy, daje nam to siłę i nadzieje. Ok, nadzieję, ale czy tłumaczy jaki jest cel tego, co przechodzimy? Wg. mnie tylko wiara w Boga potrafo go wytłumaczyć, a jakie jest Wasze zdanie?:)
na poczatek Twoj cytat :
kochaj i rób co chcesz.
św. Augustyn
a dalej, dlaczego sadzisz , ze choroba to jakies mistyczne cierpienie?
Choroba nie bierze sie z niczego i nie jest jakas "plaga egipska"...
No chyba, ze przyjmniesz to tak ja ja proponuje i inni...
choroba to jedno, a wiara to drugie
Mowienie tutaj o powstaniu swiata, jego porzadku, wtlaczanie w to naszej choroby,albo zaloby po kims bliskim, i w tym wszystkim "wiara" - to jakies pomieszanie.
Zycie nie sklada sie z pojedynczych watkow, tylko nastepuje z po sobie nastepujacych zdarzen.
Sadzisz, ze Bog nas ukaral choroba, zebysmy sie nad tym zastanawiali?
To jest myslenie bardzo..powiedzmy zachowawcze, skupiajace sie na swojej osobie , a nawet wiecej,bo sama mysl, ze Bog "skazal" nas na chorobe doprowadzi nas do mysli, ze powinnismy sie miec za wybrancow.
Wybrancow to juz w historii mielismy dosyc,wiec lepiej nie dorabiac do tego teorii.
Chorujemy bo jestesmy chorzy, i slusznie Junior napisal, ze mamy nadzieje na wyzdrowienie, a przynajmniej na ulzenie nam w chorobie.
Ta nadzieja to wlasnie nasza sila.
Zupelnie inna sprawa, jest radzenie sobie z ta choroba.
I tu sie zgodze...dla jednych podstawa to leczenie zdrowia, ciala.., ale takze leczenie ducha poprzez
szukania "wsparcia" w chorobie w wierze, w Bogu.
Ale to jednak chyba co innego niz to co Ty proponujesz, jak rozumiem, cos na wzor:
dedykuje swoje cierpienie w chorobie Bogu.
Mozesz tak rozumiec i chwala Tobie , ze takie masz podejscie.
Jednak to sprawa indywidualna, kazdy inaczej to przezywa.
Ale zrobie tu male zastrzezenie - z gory przepraszam za drastyczny przyklad
Radykalni wyznawcy religii oddaja swoje zycie w imie Boga,i sa tego przyklady w kazdej religii..wiem, ze to przegiecie.Oni chca byc MECZENNIKAMI

Ale to tylko swiadczy o tym, ze rozpoczynajac taki temat, trzeba sie tez liczyc
z roznymi zdaniami i odczuciami.