Post
autor: Cinimini » 14 sty 2012, 23:06
Ech...problem wracający jak bumerang - odświeżam więc temat dla nas CUDaków stary jak świat...
Byłam ostatnio na urlopie w górach i wszystko było by pięknie gdyby nie ... paraliżujący i odbierający całą frajdę strach przed brakiem wc.
Zaczęło się już na kilka dni przed wyjazdem. Miałam jechać samochodem ze znajomymi. Przyjaciółka zna mój problem i z nia nie miałam problemu, gorzej było z jej mężem i z kuzynką mojego męża. Wiedzą, że choruję, ale mimo wszystko przed nimi nie otworzyłam się do końca z różnych powodów.
To było okropne, bo pakują się już rozmyślałam, jak to będzie z wc w czasie podróży i serce waliło mi jak głupie. Rano przed wyjazdem biegałam 3 razy do wc z niczym, wzięłam smecte i miałam nadzieję,. ze to mnie uspokoi. Niestety najwyraźniej moja fobia już jest tak silna, że nawet świadomość, że się "zakorkowałam" nie pomaga. Całą podróż nie mogłam się wyluzować, oni śmiali się, rozmawiali, a ja próbowałam zasnąć, bo tylko to pomagało mi przetrwać odcinki od postoju do postoju. Gdy tylko zatrzymywaliśmy sie ja pędziłam do wc, ale nie miałam potrzeby, potrzeba była tylko w mojej głowie. Gdy tylko ruszaliśmy znów dostawałam nerwowego ścisku w brzuchu i parcia na pęcherz (to mój naturalny objaw gdy sie stresuję). Straszne...ta podróż była koszmarem.
Gdy juz byliśmy na miejscu, jakoś dałam sobie radę, choć tez miałam wizje, że jestem na szczycie stoku, ubrana w kombinezon, uwięziona na snowboardzie z instruktorem i naglę "muszę" do wc. NA szczęście emocje i zaangażowanie w naukę tak mnie pochłonęły, że ani razu nie musiałam przerywac nauki na wizytę w wc. No może raz mi sie zdarzyło, że poczułam parcie w czasie gdy stałam w kolejce na wyciąg i przez chwilę pozwoliłam sobie na powrót dręczących mnie myśli - na szczęście był to fałszywy alarm.
Później wycieczka na Gubałówkę i równiez w głowie alarm "gdzie ja tam znajdę wc" i w sekundzie czuję, że muszę... Zahaczyłam o jakiś pensjonat i co? Znów potrzeba była tylko w mojej głowie...
To jest okropne. Dokładnie takie same syt.miały miejsce w czasie podróży nad morze. I oczywiście jak byłam w pociągu to było ok.ale jak tylko sie z niego przesiadłam do busa, którym miałam jechać 1,5 h to momentalnie poczułam parcie. Gdy czeała mnie droga powrotna tym busem, to dosłownie myślałam, ze nie wyjdę z domu, bo cały czas biegałam do wc i miałam nerwowy ścisk żołądka...
Boję sie chodzić na spacery do parku, do lasu, bo momentalnie "chce mi się".
Ja wiem, że to przybiera juz charakter fobii. Mówiłam o tym mojej psycholog, ona twierdzi, że muszę z tym walczyć, poprzez jeżdżenie do pracy komunikacją miejską itd. Tylko, że łatwo powiedzieć... Raz mi się to pokonać uda, a raz nie zdążę do pracy, albo co gorsze do wc i co wtedy, jak sie wytłumaczę? A ile stresu sie przy tym najem to moje..
Poza tym potrzeba pójścia do wc to nie tylko świadomość to tez fizyczny, silny ból...
Zauważyłam, że te wszystkie objawy występują gdy muszę wyjść pod presją czasu. Bo gdy np. wracam z pracy, to wracam komunikacją i raczej nie mam z tym problemu. Natomiast, abym pojechała tramwajem do pracy, to juz graniczy z cudem - Jestem juz ubrana, zamykam drzwi od mieszkania i muszę się wracać, albo z przystanku tez wielokrotnie biegiem do domu wracałam...
Nie wiem już jak mam z tym sobie radzić... Boje się, że za chwilę w ogóle nie będę bywała między ludźmi. I tak już właściwie nigdzie nie poruszam się sama, tylko zawsze samochodem z mężem lub tatą.