"Ludzie dzielą się na tych, którzy używają papieru toaletowego, i tych, którzy radzą sobie inaczej. Świat dzieli się na krainy, w których ludzie wypróżniają się na siedząco i w kucki. Nasza tradycja plasuje nas, niestety, po niewłaściwej stronie
Pociągiem niemiłosiernie kołysało, jakby lada chwila miał wypaść z torów. Przytrzymując się ścian, brnęłam w kierunku końca wagonu, z trudem łapiąc równowagę. Nie było łatwo, bo i podłodze daleko było do czystości. A przecież jechaliśmy dopiero siedem godzin. Do celu pozostało jeszcze siedem dni.
Minęłam przedział konduktora i otarłam się o olbrzymi samowar, z którego dzień i noc można było zaczerpnąć wrzątku. Zaraz za samowarem były drzwi do toalety. Za tymi drzwiami określenie "daleko do czystości" nabierało nowego, głębokiego wymiaru. Zaczerpnęłam głęboko powietrza i weszłam.
Najdziwniejszy był sam sedes: wyglądał jak bękart zrodzony ze spotkania europejskiej muszli z azjatyckim przybytkiem typu "dziura w podłodze i miejsce na nogi". Na pierwszy rzut oka przypominał te z naszych krajowych pociągów, ale jego stalowa deska miała dwa wyraźne miejsca ukształtowane tak, by postawić tam stopy. Po dokładnej lustracji dostrzec można było nawet wybite w metalu ślady podeszew buciorów, jakby usłużny producent chciał napisać w uniwersalnym, międzynarodowym kodzie: tu stań.
Na to, że kod został właściwie odczytany przez dziesiątki pasażerów, wskazywały rozmazane ślady odbite w błocie. Ostrożnie wspięłam się na postument. Pociągiem zakołysało.
Dalsza część (litościwie pominę szczegóły) wymagała zdolności ekwilibrystycznych, zimnej krwi, refleksu i szybkości. Jakże różne było to doświadczenie od porannego kwadransa, który zwykłam spędzać na przeglądzie prasy połączonym z niespieszną defekacją. Ta i kolejne wizyty w kibelku pociągu jadącego nad Bajkał zapadły mi w pamięć niemal równie mocno jak podwodne bajkalskie krajobrazy podziwiane w czasie nurkowania.
Składanie jelita
Świat dzieli się na krainy, w których ludzie wypróżniają się na siedząco i w kucki. Nasza tradycja plasuje nas, niestety, po niewłaściwej stronie.
Przywykliśmy do rozsiadania się w coraz to wygodniejszych warunkach i spędzamy w ten sposób - statystycznie rzecz ujmując - od dwóch do trzech lat życia (kobiety ok. 32 miesięcy, mężczyźni - 25). Wskutek tego dręczą nas zaparcia, hemoroidy i nierzadko cierpimy na uchyłkowe zapalenie jelit.
O wiele zdrowiej (i szybciej) załatwia się w kucki. W krajach arabskich, na południu Europy i w Azji "grubsza potrzeba" zajmuje zwykle nie więcej niż minutę. Lekarze tłumaczą to naszą anatomią: w pozycji siedzącej mechanizm odpowiedzialny za zamykanie jelit nie otwiera się całkowicie. Wokół jelita jak pętla lassa owinięty jest mięsień, który gdy siedzimy lub stoimy, podciąga je tak, że jelito "składa się wpół". Podobnie składamy czasem ogrodowy wąż, kiedy chcemy zahamować przepływ wody. O, właśnie. Siedząc w toalecie, składamy nasze jelito grube, a mimo to napinamy się z całej siły, by przepływ udrożnić. Rezultatem są wspomniane już dolegliwości.
Na szczęście daje się przywrócić ciału fizjologiczną pozycję bez przeprowadzania generalnego remontu łazienki.
Wystarczy podnóżek o wysokości o 20 cm niższej niż siedzisko toalety, tak by kąt między nogami a tułowiem był nie większy niż 30-35 stopni.
Trzy płaskie kamienie i historia ostracyzmu
Ludzie dzielą się też na tych, którzy używają papieru toaletowego, i tych, którzy radzą sobie inaczej. Wbrew pozorom jesteśmy w mniejszości -
z papieru korzysta zaledwie 30 proc. światowej populacji.
Jak dowodzi francuski antropolog medycyny Philippe Charlier na łamach "British Medical Journal", pierwsza wzmianka o papierze toaletowym w świecie Zachodu pochodzi z XVI wieku. Francuski pisarz (a zarazem lekarz) François Rabelais wspomina, że papier w tych sprawach się nie sprawdza i sprawdzać się nie może. Chińczycy tymczasem jeszcze przed narodzinami Chrystusa czyścili się namiastkami papieru i patyczkami. Inne nieznające papieru kultury radziły sobie w zależności od zwyczajów i klimatu za pomocą liści, zwierzęcego futra, patyków lub śniegu.
Rdzenni Amerykanie korzystali z kolb kukurydzy oczyszczonych z ziaren. Na wybrzeżach były popularne muszle i łupiny kokosów. W starożytnym Rzymie toalety publiczne wyposażone były w kijki zakończone gąbką, które trzymano zamoczone w wiadrach z solanką lub z octem. Bogatsi obywatele używali w swych domach w tym samym celu kłębków wełny moczonych w wodzie różanej. Starożytni Grecy załatwiali te sprawy za pomocą gładkich, zaokrąglonych, lecz płaskich kamieni lub potłuczonych kawałków ceramiki nazywanych pessoi, dla bezpieczeństwa zaokrąglonych na rogach.
Niektórzy badacze starożytności sądzą, że jako "skorupki toaletowe" służyły także Grekom ostraka - gliniane skorupki, na których wydrapywano imiona nieprzyjaciół. Stąd dzisiejsze określenie "ostracyzm" - społeczne napiętnowanie, które w dawniejszych czasach mogło być wyrażane, literalnie, poprzez pokrycie fekaliami znienawidzonych imion. Takie ostraka z imionami Sokratesa, Temistoklesa czy Peryklesa znaleziono podczas wykopalisk w Atenach.
Wreszcie w 1880 roku Brytyjczycy opracowali pierwszy papier, który nadawał się do wycierania. Był dość gruby, z wyrazistą fakturą, kupowało się go w pudełkach, pocięty w duże kwadratowe listki. Ćwierć wieku później Amerykanie dopracowali papier toaletowy, nadając mu formę miękką i puszystą (choć jeszcze przez długi czas korzystali z niego nieliczni - powszechne było stosowanie raczej pociętych gazet i starych książek).
Dziś dziennie wykorzystujemy ponad 100 mln rolek papieru toaletowego. Mimo to co drugi Europejczyk przyznaje, że przynajmniej raz w życiu był w sytuacji, kiedy musiał poradzić sobie z higieną wypróżnienia w warunkach awaryjnych. Z czego korzystał? Z liści - jeśli miał je pod ręką. Pozostali - z bilonu, co w przewrotny sposób jest sięgnięciem do greckiej tradycji kulturowej.
Prosiaki i SMS-y
A wracając do egzotyki wydalania w różnych zakątkach świata - jadąc do Finlandii, warto pamiętać, by podczas podróży mieć naładowany telefon, bo przydrożne toalety otwiera się poprzez wysłanie SMS-a do zarządcy dróg publicznych. W Indiach wciąż można się natknąć na świńskie wychodki, w których fekalia trafiają wprost do koryta w chlewie, co pozwala na chwilę zadumy nad obiegiem materii w przyrodzie. Przed londyńską galerią Tate stoi publiczny wychodek zrobiony z luster weneckich. Z zewnątrz wygląda jak lustrzana kostka, ale korzystający z niej delikwent ma swobodny widok na otaczającą go ze wszystkich stron ruchliwą ulicę.
Przybytki na ulicach Nowego Jorku otwierają się po kwadransie od wejścia niezależnie od tego, czy zdołaliście się uporać z pozostałościami po obiedzie, czy jesteście dopiero w trakcie. Nie dość zresztą, że się otwierają, to jeszcze rozpoczynają samoczynną procedurę dezynsekcji. A prawdziwy raj dla koneserów świątyni dumania znaleźć można w Japonii. Tamtejsze sedesy mają wszystko, o czym tylko można sobie zamarzyć - podgrzewaną deskę, konsolę zarządzającą zapachami, system elektronicznie sterowanych modułów bidetowych zapewniających operowanie najróżniejszymi strumieniami wodnymi pod wszelkimi możliwymi kątami oraz możliwość wyboru subtelnych ścieżek dźwiękowych dla zagłuszania naturalnych odgłosów jelit, by nie wprawiały wypróżniającego się w zakłopotanie.
A jeśli gdzieś podczas egzotycznych wojaży natkniecie się na kibelek zasilany energią słoneczną, generujący z zawartości wodór i elektryczność albo biologiczny węgiel i wodę, wiedzcie, że oglądacie prototypowe urządzenia wyłonione w konkursie "Reinvent the Toilet Challenge", czyli przeprojektowania toalety. A gdy jeszcze z odpływu oczyszczoną po neutralizacji odchodów wodę popijać będzie elegancki dżentelmen w stroju wskazującym na zamożność - trafiliście na organizatora konkursu, samego Billa Gatesa. Ten miliarder uważa, że stworzenie toalet niewymagających rozbudowanej infrastruktury odprowadzania ścieków jest jednym z najważniejszych wyzwań, przed którymi stoimy."
Źródło:
http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obc ... okieobcasy