Nie znalazłem jednak zbyt dużo o tytułowym zapaleniu, więc zakładam temat. Może znajdą się osoby, które będą w stanie mi jakoś pomóc, może ktoś kiedyś to odczyta i skorzysta

Moja historia prezentuje się tak:
Około 18 roku życia zaczęły mi dokuczać jelita. Objawami były wzdęcia, czasami biegunki, częsty stan lekkiego podtrucia. Jak pojawiało się zmęczenie/stres, to jelita odrazu "informowały". Nie było krwi, czy też jakiś wielkich bólów, tak więc odpuściłem nieprzyjemne badania gastrologiczne. Zacząłem unikać potraw, które mi dokuczały i jakoś żyłem z częstym stanem lekkiego bądź normalnego zatrucia.
Z czasem liczba potraw, które mi nie szkodziły zmalała do bardzo niewielu. Kiedy musiałem drugi dzień z rzędu zwolnic się po godzinie z pracy, a zjadłem tylko kanapki+ chrupki kukurydziane, poszedłem na L4 i zacząłem się prywatnie leczyć u gastrologa(w wieku 25/26 lat). W międzyczasie, wykonałem testy oddechowe na nietolerancję fruktozy, ale powiedziano mi, że testy nie wykazały, abym miał taką nietolerancję(, a źle się czułem przez dwa dni po tym roztworze fruktozy...)
Od gastrologa dostałem leki typu Duspatalin, które miały lekko pomóc, ale nie było efektów. Może trochę gorzej się po nich czułem, ale ciężko to dokładnie ocenić.
Miesiąc później badania wykazały:
- zapalenie przełyku typu A Los Angeles
- żółciowe zapalenie żołądka
- mikroskopowe limfocytarne zapalenie jelit (z histopatu)
Od Sierpnia biorę Asamax 3x2 500mg, Duspatalin/Meteospasmyl, Sulpiryd/Amitryptylinum. Xifaxan, Controloc (tylko pierwszy miesiąc).
Pojawiały się również Lipancrea, Entermoax Forte/Enterol, Sanprobi, Pangrol, Peritol, Venter.
W Październiku dostałem na miesiąc Entocort, ale i on również nie pomógł.
Zostałem skierowany do szpitala w celu poszerzenia diagnozy.
Generalnie leki nie dawały żadnych efektów, jedynie Amitryptylinum wywoływało jakieś mdłości i wróciłem do Sulpirydu. Poza tym poważne anty-zapalne leki, choroba przeciętna, a efektów zero

Przez ostatnie 8 lat, starałem się żyć z tą chorobą i robiłem wiele na pozór nie zdrowych dla układu pokarmowych rzeczy. Mało owoców/warzyw/nabiału, unikanie jedzenia w pracy/nieregularne posiłki. Najpierw praca w hotelu (7-19, 19-7, 12h na stojąco) potem jako kierowca między 14-24, tak więc naturalnie chodzę spać o 2 wstaję o 10, późno jadam kolację. Zauważyłem, że to raczej po lekkostrawnych/fit rzeczach jelita dają o sobie znać. Ciężkostrawne posiłki raczej nie wywołują złych efektów, stąd moje podejrzenie nietolerancji fruktozy (gdzieś czytałem, że tłuszcz wchłania fruktoze i fruktoza w znacznie mniejszej ilości dostaje się do jelit). Próbowałem też przez dwa tygodnie jeść tylko lekkostrawne posiłki, samo gotowane, nic smażonego, bez efektu.
Co do niskiej wagi, to zawsze byłem bardzo szczupły. Zdarzyło mi się kiedyś ważyć 65(przeciętnie mam 178/58), po regularnym jedzeniu przez 3 miesiące i skupianiu się na przytyciu. Szybko jednak taki stan znikał po np. rozpoczęciu pracy.
Tak wygląda mój przypadek, gdyby, ktoś potrafił mi jakoś pomóc będę wdzięczny

Zauważyłem, że moja choroba to mały pikuś, ale jednak... Fajnie byłoby po tak długim czasie chorowania, być zdrowym i móc żyć normalnie. Zwłaszcza, że teraz to normalne życie/praca jest niezbyt wykonalne...
Może ktoś z Wrocławia, ma kontakt do dobrego psychologa na NFZ? Skoro najlepsze leki i zdrowy tryb życia nie pomogły, to może ma to podłoże psychologiczne.