Choruję właściwie od 3,5 roku, początkowo "leczono" mnie na IBS (o ile leczeniem można nazwać dobre rady typu "trzeba nauczyć się z tym żyć", przepisywanie Tribuxu i skierowanie do psychiatry). Tak bym pewnie chodziła z tym dłużej, robiłam się coraz bardziej ospała, nie miałam na nic siły, jestem tak blada, że na moim ślubie musiałam mieć kilo tapety na twarzy bo nie było widać gdzie się suknia zaczyna, nie mówiąc o podkowach pd oczami (konie sie chyba podkuwa mniejszymi). Przed ślubem wzięłam chyba z kilo loperamidu i nic nie jadłam trzy dni przed. Po tym to mnie bolało dopiero. Najgorsze jednak były i są te biegunki, już nawet wolę jak mnie boli, ale przez biegunki właściwie nie mogę normalnie funkcjonować. Potrafię rano wyjść z domu, zjechać windą i wjechać z powrotem bo musze do wc, po drodze do pracy zdarza się że muszę "wypadać" z tramwaju i lecieć na dworzec do kibelka (dobrze że mam dworzec po drodze). Mam 25 lat, a - wcale nie rzadko - muszę zakładać pampersy, co mnie po prostu dobija. O CU dowiedziałam się przez przypadek, poszłam oddać krew, chciałam coś dobrego zrobić, a oni do mnie że mojej krwi nie chcą bo mam anemię

lekarz rodzinny nie widział związku między biegunkami, a anemią i przepisał mi żelazo. Po pół roku (czyli teraz) podczas badań okresowych okazało się, że nadal mam anemię. Poszłam więc prywatnie do gastrologa, który zrobił mi badania (wiadomo rurka i te sprawy) i wyszło CU, jeszcze czekam na wyniki badania histocośtam. Na razie zapisał mi Pentasę 1g, ale z tego co czytam na forum to coś mało, ale lekarz powiedział, że woli poczekać na wycinki (do odbioru za 2 tygodnie).
Czuję się przez to brzydka i "nieświeża", dziwię się że mój mąż jeszcze na mnie leci

Potrafię wiele wytrzymać, ale ta schiza ze srankiem mnie tak dobija, że nie chce się z domu wychodzić, czasami mam wręcz ataki jakiejś paniki przed wyjściem

Na razie jestem załamana, mimo tego że wiem że nie jest to najgorsza choroba na świecie, jednak "te momenty" sprawiają, że jest dla mnie bardzo upokarzająca. Fajnie że nie jestem sama, z drugiej strony szkoda że jest nas aż tyle

No, ale zabieram się do nadrabiania lektury forum (przynajmniej do czasu aż kierowniczka mnie nie ochrzani że na necie w pracy siedzę

...)