Post
autor: Krzycho » 10 paź 2007, 17:26
A teraz przedstawię moją wersję wydarzeń.
Nie było wcale tak różowo, jak to przedstawili moi poprzednicy. Chociaż można powiedzieć, że na samym początku było ciekawie. Potem jednak zorganizowano konkurs, gdzie np. Magdalene miała do odgadnięcia 3 imiona, Tola 4, a ja 38. Apogeum nastąpiło jednak kiedy zmusili mnie do śpiewania. Bardzo mocno to przeżyłem, bo okazuje się, że odkryłem w sobie niespotykany talent wokalny. Teraz stoję na rozdrożu i nie mam pojęcia, w którą stronę mam iść. Czy dalej prowadzić badania nad drewnowatowatością drewna (w sensie epistemologicznym), czy też może zwrócić się w stronę show biznesu, gdzie spodziewam się równie spektakularnego sukcesu. Jestem pewien, że to rozdarcie wewnętrzne odbije się na moim zdrowiu. Pocieszające jest to tylko, że mogłem spotkać starych znajomych, szczególnie tych, którzy byli niedawno w szpitalu, bo okazało się, że dzielnie się trzymają. Poznanie nowych ludzi także sprawiło mi dużą frajdę. Większość z nich mówiła z takim dziwnym akcentem – krakowsko-góralsko-śląskim. Nie wiem na czym to polega, ale naprawdę bardzo fajnie to brzmi. Wygląda to tak, jakby mówili na wdechu. Próbowałem to naśladować, ale tutaj nie jestem raczej utalentowany.
Bardzo fajnie jest tak się spotkać i powygłupiać trochę, ale następnym razem konkurs będzie na innych zasadach, bo ten trochę faworyzował pewne osoby i nie było nawet jednej podpórki.
Parafrazując naszego byłego prezydenta można powiedzieć, że Zakrzów wypadł na plus, a nawet na minus. Jednak trzeba jeździć na takie spotkania jak najczęściej, bo to co najważniejsze w naszym życiu doczesnym, to inni ludzie, a fajniejszej ekipy raczej ciężko jest znaleźć, o ile w ogóle jest to możliwe. Dzięki wszystkim za miło spędzony weekend i pozdrawiam gorąco.
Boże spraw żeby mi się tak chciało, jak mi się nie chce.