Artur M pisze:a tak na marginesie to dlugo sadziles sie z zusem?
He he, bardzo długo, bo ZUS przedłuża swoje procedury do maksimum. Najpierw o świadczenie rehabilitacyjne ok. pół roku, bo najpierw wizyta u orzecznika i oczywiście odmowa, potem sprzeciw do komisji lekarskiej, gdzie siedzi trzech takich orzeczników i oczywiście odmowa, potem pozew do sądu pracy, badanie przez biegłego i rozprawa i wygrana. W sądzie sprawy były świetnie zorganizowane i trwało to krótko. Ale nawet po decyzji sądu trzeba czekać kilka tygodni na uprawomocnienie się, a ZUS w ostatnim tym tygodniu zażyczył sobie pisemnego uzasadnienia wyroku i znowu kilka tygodni w plecy. Potem znowu ZUS ma kilka tygodni na obliczenie i wypłatę kasy, a tam się naprawdę z tym nie spieszą. Ja dość sporo zarabiałem przez chorobowym, to i świadczenia z ZUS-u były wysokie, więc może dlatego ZUS traktował mnie szczególnie, bo w czasie chorobowego wzywali mnie co miesiąc na kontrolę, czy już przypadkiem nie wyzdrowiałem

A przy procesowaniu się o rentę to już ZUS pobił wszelki rekordy. Bo najpierw cała ta procedura jak przy świadczeniu rehabilitacyjnym, do tego zbieranie tych wszystkich papierków o zatrudnieniu i dochodach, potem ZUS przegrał w sądzie okręgowym więc złożył odwołanie do sądu apelacyjnego, a że sąd apelacyjny obejmował swym zasięgiem kilka województw, to spraw do rozpatrzenia miał mnóstwo, więc na termin rozprawy czekałem rok

Tam oczywiście ZUS przegrał, ale znowu musiałem czekać dwa miesiące na uprawomocnienie się i wypłatę. A potem okazało się, że ta renta, to było ok. 1/4 tego co dostawałem wcześniej jako świadczenie rehabilitacyjne, więc nie bardzo opłaca się iść na rentę. Dlatego twierdzę, że na rentę to już w ostateczności, jak nie ma innej rady.
Z tym, że nie zawsze jest tak ciężko o rentę, wielu osobom z tego forum udało się za pierwszym podejściem, to zależy od ZUS-u pod który się podlega i od stanu chorobowego. Łatwiej dostać świadczenie rehabilitacyjne i uważam, że naprawdę warto się o to postarać, bo finansowo jest opłacalne, a przez pracodawców jest traktowane jako przedłużone chorobowe a nie renta.
Co do pracy, jeżeli sam widzisz, że powoduje zaostrzenia, to uważam że trzeba coś z tym zrobić. Albo rozmawiać w firmie i przenieść się na mniej stresujące stanowisko i próbować ciągnąć dalej, co przeważnie jest niemożliwe, albo postawić na zdrowie, wykorzystać maksymalnie chorobowe i świadczenie rehabilitacyjne i potem znaleźć inną pracę, już bardziej spokojną, analityczną, koncepcyjną, bez koniecznej ciągle dyspozycyjności i zorientowania na wysokie wyniki. No i przeważnie za mniejsze, przynajmniej na początku, pieniądze. Ja właśnie taką pracę teraz zaczynam. Dostałem propozycje powrotu do podobnej pracy jak przed tą długą przerwą, ale odmówiłem, bo nie zafunduję sobie powtórki z rozrywki na własne życzenie, nawet za super stanowiska i duże pieniądze.
Artur, tak się składa, że jestem w tym samym wieku co Ty. I moja refleksja po tej całej mojej historii z chorowaniem jest taka, że w pewnym wieku, po pewnych osiągnięciach zawodowych, dopada nas coś podobnego do tzw. syndromu wypalenia. A choroba, taka czy inna, to jest tylko dopełnienie tego momentu w życiu. Jest to sygnał, że coś trzeba zmienić. Zatrzymać się, odpocząć, od nowa inaczej się zorganizować. Ja to przećwiczyłem i moim zdaniem jest to lepsza droga niż brnięcie dalej w to, co w naszej ocenie nam szkodzi.
A tak na marginesie, to zajrzałem na Twoją stronkę z kotami. Sybiraki, to faktycznie charakterne zwierzaki, niby koty, a z zachowań podobne do psów. Więc może załóż sobie jeszcze jedną jakąś fajną hodowlę, tym razem np. psów borderków (szukam teraz zawzięcie szczeniaczka tej rasy) i wtedy będziesz sobie mógł patrzeć z góry na te wszystkie prace, stanowiska, ZUS-y, wyścigi szczurów itp.
Pozdrawiam