Diety nie mam w sensie, że sportowej... Jem dietetycznie w sensie pod chorobę, zero smażonych, mleka, laktozy, pszenicy, glutenu. Zazwyczaj to jajka na twardo, jajecznicę, na obiad mięso pieczone, ziemniaki pieczone, ryż, mizerię uwielbiam. Piję też wodę 3-5 litrów dziennie oraz robię masę różnych szejków, sporo miksuję, blenderuję jedzenie, bo wolę płynne przyjmować, jakoś lepiej mi. Sosy do makaronów też miksuję wszystkie, zupy np brokułowe też miksuję na płyn. Do tego probiotyki jem vsl3, dicoflor, bez tego nie mam życia. Poza tym śpię masakrycznie długo, to jest najgorszy problem na tę chwilę, ćwiczę 3x w tygodniu boks głównie, jak mam zaostrzenia to lekko basen lub siłownia, uzależniłem się od wysiłku. Tak jak już kiedyś pisałem, czuję jakbym się narodził na nowo. W tym roku miałem w sumie tak z 3 tygodnie przerwy od ćwiczeń właśnie ze względu na to że zaostrzenia lekkie były, ale to kilkudniowe... Remisji nie mam jako tako pełnej, coś tam siedzi mi na pewno, bo nie raz się gorzej czuję, wtedy dietę dopinam na maksa, piję dużo wody i się relaksuję... póki co no jest okej, efekty są... byle do przodu
pewność siebie (to aż za bardzo), samopoczucie, praca, błyskotliwość umysłu, koncentracja, relacje z innymi wywindowały meeeega do góry, czuję się w końcu jak inni ludzie, normalnie...

dzisiaj trening też był, 2,5 godziny, zjadłem pół kurczaka pieczonego, no i muszę się też pochwalić, zdarza mi się wygrywać ze zdrowymi, mocnymi chłopakami w walce na pięści, to mi daje dużą motywację, że dorównuję, a czasem już przewyższam zdrowych
czasem mi się zdarza... że wychodzę z treningu, wygrywam walkę i po prostu siadam na ławce i płaczę... ot tak, ze wzruszenia
