Kolejny odcinek. Wymęczony, nieudany.
MAJSTER ZDZICH NA GRZYBACH.
- Kogo brakuje? - Marek, opiekun firmowej wycieczki na grzybobranie ze zgrozą wpatrywał się w cztery puste miejsca w autokarze. Przeczuwał, że zabieranie budowlańców do lasu to nie jest najlepszy pomysł. Albo się napiją, albo pogubią, albo wszystko na raz.
- Zdzicha nie ma - krzyknął ktoś z głębi autokaru - Jurka, Gienka i Mietka też brakuje.
- Dobra - usiadł zrezygnowany - czekamy jeszcze godzinę i ruszamy.
- Oni tak szybko nie wrócą - odezwała się księgowa Ania - Zdzichu miał ze sobą cztery litry bimbru, na pewno śpią gdzieś pijani.
- Jurek, ty też widzisz dzika - pierwszy obudził się majster
- No widzę - ziewnął Jurek - wyjada grzyby z koszyka Mietka
- Matko jedyna - Zdzichu zerknął na zegarek i zerwał się na równe nogi płosząc dzika - już osiemnasta! O trzynastej mieliśmy wracać. - spojrzał na telefon, dwanaście nieodebranych połączeń. - Dzwonię do Marka, może jeszcze czekają.
Jurek obserwował jak zmienia się twarz majstra podczas rozmowy z opiekunem wycieczki, przyglądał się jak majster z każdą sekundą staje się jakby coraz mniejszy, kaja się i przeprasza. Kiedy wreszcie spocony Zdzich zakończył rozmowę Jurek zapytał.
- I co?
- Ja pierniczę, ale zebrałem :cenzura: . Nie poczekali - otarł pot z czoła - musimy dojść do najbliższej wioski i zorganizować sobie transport do domu. Obudź chłopaków.
Mietek z Gienkiem od razu wytrąbili litr coli na kaca.
- Ej zaraz, zaraz - Jurek wyrwał Mietkowi butelkę - musimy oszczędzać picie, nie wiadomo jak długo będziemy błądzić po lesie - wiesz Mietek w którą stronę mamy iść?
- Eeee, no nie za bardzo - podrapał się po głowie Mietek udając, że myśli
- No właśnie my też nie wiemy. Musimy mieć plan.
Jurek jako namiętny fan programów na kanale Discovery mianował sam siebie przywódcą grupy zabłąkanych grzybiarzy i oszacował zapasy.
- Mamy butelkę wody gazowanej, trochę coli, cztery kanapki z serem, kilka korniszonów i litr bimbru - na dźwięk słowa bimber Mietek z Gienkiem wyraźnie się ożywili - to wszystko musi nam wystarczyć do jutra. Przenocujemy tutaj.
Pozostali spojrzeli na Jurka jak na debila - Jak to przenocujemy? - krzyknęli chórem - Powaliło cię?
Jurek miał niestety rację. Sytuacja nie była wesoła, robiło się coraz zimniej a za półtorej godziny miało się ściemnić. Przydzielił Mietka i Gienka do usunięcia ściółki z miejsca gdzie miało być ognisko. Nie chcieli przecież podpalić lasu. Jurek ze Zdzichem zajęli się przygotowaniem legowiska z gałęzi i trawy. Mietek, Gienek i Zdzichu zadzwonili do swoich żon informując o sytuacji. Jurek jako kawaler nie musiał się nikomu tłumaczyć. Z daleka słyszał jak małżonki wyzywają jego kompanów od pijaków i darmozjadów. Cieszył się, że jest jeszcze kawalerem.
To była ciężka noc. Prawie nie zmrużyli oka. Było tak zimno, że nawet ognisko nie wiele pomagało. Komary cięły niemiłosiernie, a pająki i wszelkie robactwo obłaziło ich regularnie nie pozwalając usnąć. Na dodatek w okolicy nadal grasował dzik który wcześniej wyjadał grzyby z mietkowego koszyka. Gdyby nie bimber nie przetrwali by tej nocy. Alkohol rozgrzał ich i pozwolił na krótki sen. Około szóstej nad ranem kiedy zaczęło świtać budowlańcy zaczęli niemrawo szykować się do poszukiwania cywilizacji. Telepali się z zimna, wszystko ich bolało, byli pogryzieni przez komary i na dodatek mieli kaca. Wyglądali żałośnie. Nasikali profilaktycznie na dogasające ognisko i ruszyli w drogę. Po dwóch godzinach natrafili na leśną ścieżkę, która zaprowadziła ich do wioski. Zadzwonili do żon informując gdzie są i udali się na poszukiwanie sklepu. Mieli nadzieję, że w niedziele będzie otwarte.
- Dzięki ci Panie - westchnął Gienek, kiedy zobaczył otwarte drzwi małego sklepiku - otwarte!
Przyspieszyli kroku i dopadli do lady. Pierwsze piwo wydoili nie odchodząc od lady. Kupili następne piwo, kilka bułek i trochę kiełbasy. Na ławce przed sklepem zjedli śniadanie. Smakowało jak nigdy. Ludzie idący do kościoła z politowaniem patrzyli na czterech meneli pijących pod sklepem. Kończyli właśnie szóste piwo, kiedy pod sklep podjechały dwa samochody i wysiadły z nich trzy kobiety z rządzą mordu w oczach. Miotając obelgami ruszyły w stronę ławeczki. Przypominały zbliżający się huragan, przed którym nie ma ucieczki. Jurek przerażony nadciągającym żywiołem wycofał się do sklepu.
- No chłopaki - Zdzich czekał skulony na nieuchronną egzekucję - najgorsze dopiero przed nami.
- Dobrze, że zdążyliśmy się upić - jęknął Gienek - będzie mniej bolało.