BlueEyedGirl pisze:Dzięki za te słowa. Macie dużo racji.
Trochę właśnie obawiam się zgłosić gdzieś po pomoc, bo boję się, że wtedy bliscy będą mnie jakoś inaczej traktować...
Przed chłopakiem też boję się otworzyć... O CU dużo mu opowiadałam i nie uciekł ale boję się, że jak mu powiem o tym jak się czuję psychicznie, to że uzna, że jestem słaba i mnie zostawi...
Boję się reakcji jego i rodziny

Szczególnie, że w domu zawsze byłam traktowana jak ta, której zawsze wszystko się udaje, dobra, poukładana i niesprawiająca problemów...
Nie wiązałam mojego obecnego stanu z CU ale rzeczywiście może i to mieć na mnie jakiś wpływ, w końcu cały czas żyję z chorobą i nigdy nie jest w 100% normalnie
Bizonik, z tym celem w życiu to też racja, znalazłam się w takim momencie życia, że nie wiem tak naprawdę co chcę dalej robić, nie mam pomysłu na życie zawodowe... a ten, który miałam trochę mi nie wychodzi.
Doskonale rozumiem Twoj ból. W 2001 roku miałem wypadek samochodem, połamane udo, wstrzas mozgu, rany szarpane głowy i ręki. Świat się zawali. Przed wypadkiem aktywny fizycznie młody 26 letni facet a teraz warzywo. Operacja nogi 6 miesięczy w gipsie potem kolejna operacja 3 miesiace w gipsie. Zero wychodzenia z domu zero znajomych, zero rodziny.
Ale zawsze u mojego boku była Magda, żona która juz 3 krotnie pomogła mi wyjść z dołka. W 2006 spuchnieta ta złamana noga, infekcja w zespoleniu, gronkowiec zagrożenie utraty nogi, była Magda, w 2011 i 2015 operacje z jelitami gdzie już robiłem rachunek sumienia. Magda mi nie pozwoliła. Teraz jak jest momentami źle potrafi stanąć przytulić się ale też tupnąc nogą i powiedzieć do cholery weź się za siebie. Także mam Ją u swego boku i bardzo jej za to dziękuje.
Uważam że rozmowa z chłopakiem sporo pomoże, może on będzie Twoją pomocną dłonią. Lekarz sam korzystałem z porad psychologa, psychiatry i szczerze tylko utwierdzili mnie w tym że muszę walczyć o siebie i dla siebie. Także ściskam poślady, przestaję oglądać się za siebie i z podniesioną do góry głową wyglądam z ciekawością kolejnego dnia.
Nauczyłem się nie planować, crohn nie pozwala mi na plany. Żyje z dnia na dzień ale staram się wiązać to w rozsądną całość.
Praca tu jest spory problem, ja mam farta znowu żona pozwoliła mi robić to co lubie. I to pozwala mi funkcjonować. A u ciebie, popytaj znajomych, popatrz w ogłoszeniach może coś nowego, coś innego. Ale też może spróbować rozmowy z szefem, szczerej, otwartej rozmowy może coś da się zmienic.
Wogóle uważam, że wiele naszych problemów jesteśmy w stanie rozwiązać szczerą rozmową, z bliskimi, znajomymi bądz np szefostwem.
Pomyśl, kombinuj i myśl o sobie. Jestes dla siebie najważniejsza. Głowa do góry i tak jak Jacek napisał, faceta za rękę i na spacer albo gdzie tylko wyobraźnia sięga.