ja mam w domu w miarę spokój, moi rodzice nie panikują w każdym razie nie przy mnie

nie chcą mnie dodatkowo stresować, ale i tak widzę jak bardzo się martwią, dlatego staram się zawsze pochwalić mamusina zupkę, nawet jak mi te miksowane warzywa bokiem wychodzą. widzę jak bardzo się starają, żeby nic mi nie zaszkodziło. bardziej niż ja. dlatego tez co jakiś czas ich uspokajam w stylu, że ja to i tak stosunkowo łagodnie przechodzę, nie leżę w szpitalu, nic mi nie wycinając i mówię im ,ze to dobra prognoza na przyszłość i takie tam.
co do znajomy jedni rozumieją inni nadal próbują przy rożnej okazji wciskać mi "normalne" jedzenie, traktując moje nie jem, nie chcę tego jeść nie mogę jako fanaberię

wiem, ze nie robią tego złośliwie tylko po prostu za mało wiedza o chorobie, lub nie rozumieją na czym polega, a mi się nie chce każdemu z osobna robić wykładu an czym to polega. zwłaszcza, że żeby to w pełni dotarło do delikwenta potrzeba takich rozmów więcej
stworzyłam własny system obronny ignoruję wszelkie skrzywienia i "zdziwienia" towarzyszące mojej odmowie spożywania różnych produktów żywnościowych tudzież mocniejszych trunków

gorzej jest z takimi sprawami jak fatalne samopoczucie kolejny raz pod rząd czy markotność odbierana jako pasywność, wycofywanie się, brak zainteresowania podczas gdy mnie np napierniczają akurat jelita, czy stawy bardzo dają się we znaki. niestety ludzie nie bardzo są w stanie pojąć, ze kogoś może cały czas boleć brzuch. ze jest niewyspany bo z bólu nie może zasnąć, ze nie ma siły wstać i się ruszyć.