topic już nieodwiedzany, ale przeczytałam, uśmiałam się, powspółczułam i dodam swoje 3 grosze, jeśli pozwolicie
Mój podpis i cała sytuacja związana z pierścionkiem zaręczynowym, który kurzy się powoli na moim palcu, ma wiele wspólnego z moimi teściami. Przez pierwsze 3 lata było całkiem w porządku - nie żeby mnie uwielbiali, ale cień akceptacji widziałam; szczególnie że drugi syn ciągle był sam a 30 na karku, to wyznaczaliśmy trendy

Odkąd zachorowałam, wszystko się zmieniło i już jestem ta "zła", a oni ciągle każą mi "bardziej chcieć" - bo za mało chcę wyzdrowieć, za mało chcę dotrzymać do toalety w domu (a ja zamiast tego robię cyrk i chcę natychmiast na CPNkę), za słabo szukam lekarzy (bo przyszła teściowa słyszała od kuzynki, że gdzieś tam jest świetny bioenergoterapeuta, a od siostry, że ktoś na jelita kładł sobie borowinki i może mogłabym się modlić bardziej o wyzdrowienie?) i ogólnie chyba podoba mi się chorowanie

A szczytem było oskarżenie mnie o to, że nie lubię całej ich rodziny i wywyższam się i wymyślam chorobę, żeby tylko nie chodzić na uroczystości domowe i ślub jej drugiego ukochanego synka, który w końcu kogoś sobie znalazł (mojego Narzeczonego matka też powoli odtrąca, bo się takiej chorej trzyma...). I tu moje pytanie: jak Wasze połówki reagują na przytyki teściów=ich rodziców? Bronią Was? Opowiadają się po którejś ze stron? reagują jakoś? Bo ja po moim widzę, że bardzo przeżywa takie "afronty" i kompletnie nie wie, co z tym robić...