Otóż, kolejny raz wyszłam na naiwną osobę, nie chcę robić z siebie aniołka, cierpientnika ani "matki Teresy" po prostu chcę opisać co czuję.
Nie pierwszy raz zdarza mi się, że czuję się jakbym była po prostu za dobra dla innych. Gdy ktoś prosi mnie o pomoc to chętnie biorę swoje zabawki i idę pomagać, jeżeli widzę,że ktoś potrzebuje pomocy, wsparcia to staram się je dawać i ostatecznie jak na tym wychodzę, tak, że jak tylko problem znika to ja również staję się niepotrzebna. Dzisiaj tak natchneło mnie właśnie z powodu koleżanki o czym pisałam w dołach, gdy potrzebowała wsparcia, nie wiedziała co kupićjak się spakować, bolało i nie wiedziałą czy to już, potrzebowała pogadać to oczywiście do Shadi, a jak urodziła to Shadi nie musiałą wiedzieć, przecież ktoś jej powie, tylko , że ja jak chcę pomagac to chcę robić to jak najlepiej - pytanie po co?

Ostatnio sie tak zastanawiałam, żę na dobrą sprawę do mnie nawet nikt nie zadzwoni z wyjątkiem mamy, siostry i Radka.. żadna pseudo koleżanka, kolega a o instytucji przyjaciółka, przyjaciel to nawet nie wspomnę...musze być naprawdę beznadziejną osobą, albo maksymalnie naiwną. Wychodzi na to, że ja osobiście mimo darzenia innych ludzi sympatią dla nikogo nie jestem na tyle ważna by czasem zadzwonił i spytał co słychać , ale jak trzeba coś będzie to oczywiście do Shadi telefon się znajdzie......niby ma się wielu znajomych, ale nawet nie mogę nazwać ich kumplami. Ostatecznie też przestałam dzwonić do wielu ludzi, pisać i odzywać się i wychodzi na to, że niekoniecznie brakuje im mojego kontaktu
