Byłam dzisiaj rano u Artusia, był przytomny nawet sobie porozmawialismy to znaczy ja gadałam a mąż tylko kiwał głowa, ale najwazniejsze ze mnie rozumiał, dalej kocha tęskni i walczy by do nas wrócic. Tak się cieszyłam:), niestety rozmowa z lekarzem zabrała całą moja radośc. Od momentu drugiej operacji czyli wtorku, męża stan się bardzo pogorszył, z dnia na dzien sa gorsze wyniki, nie moze sam oddychac ciągle jest ognisko zapalne w płucach, jelita są niedrożne. Ciągle słysze, ze trzeba czasu, ze jest bardzo źle ale zawsze jest nadzieja, ale dlaczego to mój mąż dlaczego to on musi tak cierpiec?
