Nie wiem, czy w dobrym miejscu, ale podzielę się z Wami informacjami na temat moich stomijnych przygód. Rzadko tu bywam i te są wiecznie nie aktualne, a zdarzają się pytania...
"Kampania wrześniowa"

We wrześniu 2012 r. w szpitalu MSWiA w W-wie, zaczęto krojenie mnie od wycięcia jelitka grubego i próby zespolenia w jednym kroku /j-pouch/. Niestety zespolenie po kilku dniach się rozeszło

No to wytworzono ileostomię..., ale żeby było weselej zdarzyły mi się różne po kolei komplikacje, zapalenie otrzewnej, niedrożność jelit - operacja, liczne duże ropnie - operacja, obumieranie stomii w prawym dole biodrowym - nieudany zabieg i później operacja, zapadnięcie się stomii i przetoka - operacja zamknięcia tej i wyłonienia nowej stomii w lewym dole biodrowym, w tzw. międzyczasie zapalenie obustronne płuc, woda w obu opłucnych - operacja i og. grzybica. W sumie 6 operacji i dwa pobyty na OIOMie w ciągu miesiąca.... Uratowali mnie, choć postawiono na mnie krzyżyk.
Po tych przygodach 20 kg lżejsza, nie chodząca, wyjechałam na wózku ze szpitala w pampersie, bo nie panowałam nad pęcherzem moczowym. Z lęków przed bólem, w który niejednokrotnie mi na oddziale nie wierzono, a który okazywał się w chwilę potem uzasadniony /kończyłam "nagle" na bloku operacyjnym/, leczyłam przerażoną traumami głowę xanaxem czy czymś takim. Jednym słowem wyszłam ze szpitala jako wrak i ze zrytym beretem...
Długo wracałam do siebie, ale udało się

Jestem znowu posągową, uchachaną wyścigówką z adhd, mam tylko czasem i po cichaczu doły..., ale grunt to nowe szpilki i życie znowu jest piękne, a przynajmniej przykryte ładnymi głupstwami/rozpraszaczami

W maju zeszłego roku doszła kolejna operacja - plastyka stomii, bo ta mi ciągle podciekała i ogólnie rzecz biorąc szwankowała, co nie obyło się bez powikłań pooperacyjnych w postaci zropienia i wymagało zabiegu odbarczającego i założenia drenu. W lipcu zonk! Niespodziewanie zaatakował mnie pęcherzyk żółciowy, więc też wycięli drania.
Teraz zarasta mi stomia i ustawicznie lekko podcieka, bo znajduje się w wytworzonym samoistnie zagłębieniu, a przy tym jest wklęsła. Zostawiony mi kikut odbytu choruje nadal, więc o zespoleniu nikt ze mną nie rozmawia.
Zbieram się do kolejnej operacji stomii, ale jak się już chyba łatwo domyśleć, nieco się jej obawiam...
A zespolenie?... Cóż, spróbowała bym chyba gdybym mogła, wszak latać z worem na brzuchu to jednak wciąż kicha

uderza to w moją kobiecość, samoocenę. Źle się z tym czuję i komplikuje mi czasem życie. Z drugiej strony... jem co chcę, nie podróżuję śladem tojtojów i robię niemal wszystko...
Nie wiem. Gdybym musiała zdecydować, miałabym olbrzymią zagwostkę...
A póki co, służę radą i uśmiecham się do Was słonecznie
