Witaj Asiu;)
Ja już finiszuję (hm... niestety;p), przygoda u ortodonty zaczęła się pod koniec roku szkolnego 2008, teraz noszę tylko aparat na górnym łuku. I muszę się poskarżyć, nigdy nie dostawałam żadnego sprzętu od ortodonty (a zdziera kasę jak nie wiem, kiedyś raz płaciłam 120 zł za samą zmianę gumek

)! Na początku nie mogłam się przyzwyczaić, ba, nie wyobrażałam sobie normalnego funkcjonowania z drutem na zębach. Teraz, gdy przypominam sobie moje nieudolne próby zjedzenia serka wiejskiego w dniu założenia, aż mi się łezka w oku kręci

. Do wszystkiego da się przyzwyczaić, wprawdzie noszę w torebce szczoteczkę do zębów, nauczyłam się jednak tak zjadać obiad, by potem nie palić się ze wstydu. Nie żuję gum, nie jadam cukierków, ostrożnie przeżuwam kanapki. Radzę też uważać na potencjalnych zabarwiaczy gumek, tzn. curry, buraczki, kawę

.
Ale z jabłek nie zrezygnuję

! Ku zmartwieniu rodziny - chodzę po mieszkaniu i wymachuję wielkim, ostrym nożem. Pierwsze co zjem po ściągnięci góry, to będzie wielkie, twarde, kwaskowe, soczyste jabłuszko!
4 tygodnie mijają, daj znać jak tam po odrutowaniu;). I kilka rad: miej zawsze w torebce wodę mineralną, jakiś mały zestawik do szorowania, łyżeczkę (jak złapie głód to możesz kupić serek, jogurt czy coś w tym stylu), jeśli robisz kanapki, to wybieraj pieczywo miękkie (lub kruche, które się odłamuje przy lekkim nadgryzieniu), obieraj skórki, nie wkładaj tam gęstych kremów czy białych serów, bo bywają kłopotliwe, dobra jest wędlinka:). I nie wgryzaj się ostro w jedzonko, raczej nadgryzaj i odrywaj - to działa

. Pozdrawiam wszystkie obecne i przyszłe aparatki;) (bo aparatków chyba nie ma?